Mirosław B. (49. l), sprawca głośnego, podwójnego zabójstwa w Glinniku w powiecie lubartowskim przebywa w izolacji i czeka na umorzenie sądowego postępowania. Według opinii biegłych w chwili zdarzenia mógł być niepoczytalny.
Był marzec zeszłego roku, gdy Mirosław B. ojciec czwórki dzieci, z nieznanych przyczyn udusił sznurem swoją żonę (47 l.). Na tym nie poprzestał. Chwycił za siekierę i zaatakował jej matkę (76 l.) uderzając obuchem w głowę kobiety, co spowodowało liczne obrażenia prowadzące do jej śmierci. Do tych dramatycznych scen doszło w domu, w czasie kiedy przebywało w nim 5-letnie, niepełnosprawne dziecko, najmłodsza córka zabójcy. Dziewczynce nic się nie stało. Po wszystkim sprawca sam zawiadomił policję. Niedługo później został zatrzymany.
Od tamtej pory Mirosław B. przebywa na terenie zakładu zamkniętego, a sąd na wniosek Prokuratury Rejonowej w Lubartowie co trzy miesiące przedłuża środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. Ostatnio termin ten wydłużono do 14 marca. Tymczasem 3 marca sąd planuje niejawne posiedzenie, na którym ma rozpatrywać wniosek o umorzenie postępowania karnego w sprawie zabójcy z Glinnika. To skutek zakończonego już badania psychiatrycznego podejrzanego oraz wydania opinii przez powołanych w tym celu biegłych.
Jak przyznaje rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie, Marta Śmiech, ze złożonego wniosku wynika, że podejrzany w momencie popełniania zbrodni miał zniesioną zdolność do rozpoznania czynu. W myśl przepisów, w takiej sytuacji, zamiast wydania wyroku skazującego sąd postępowanie umarza, a po zasięgnięciu opinii komisji, decyduje o umieszczeniu niepoczytalnego sprawcy w zamkniętym ośrodku - bezterminowo. To może oznaczać dożywocie, ale nie musi. Pacjenci przebywający w takich warunkach przechodzą regularne badania, które weryfikują konieczność ich dalszej izolacji.
Mirosław B. był znany zarówno sąsiadom, jak i pracownikom opieki społecznej w Abramowie. W Glinniku mieszkał od 30 lat. Według informacji, które otrzymaliśmy w ośrodku, rodzina B. była regularnie odwiedzana przez pracownika socjalnego. Osoba ta koncentrowała się jednak głównie na dobrostanie niepełnosprawnej dziewczynki, bo taki był cel jej wizyt. Niepokojących sygnałów dotyczących zachowania jej ojca nie zgłaszała. Niczego podejrzanego nie widzieli również sąsiedzi.